czwartek, 24 czerwca 2010

Riposta, czyli Vabank 1

W zasadzie powinnam się wypowiedzieć w komentarzach ale znam siebie i wiem, że na kilku zdaniach się nie skończy, dlatego piszę tutaj. Od dłuższego czasu nie daje mi spokoju komentarz pewnego Anonima o znudzonych paniach bibliotekarkach co to „już tylko żałosne pitu pitu”. Otóż drogi Anonimie, piszemy o tym co robimy, a robimy bo wierzymy, że to dobre. Jeśli my, bibliotekarze nie zaszczepimy w dzieciach i młodzieży miłości a przynajmniej chęci do czytania to proszę mi wierzyć, że w wielu (bardzo wielu) przypadkach nikt tego nie zrobi. Rodzice często sami nie czytają bądź wykręcają się brakiem czasu, a szkoła… Szkoła nie robi dokładnie nic w tym kierunku. Wynika to z moich dziewięcioletnich doświadczeń i obserwacji. Średnio na semestr przerabia się dwie do trzech lektur (mówię o szkole podstawowej i gimnazjum). 
Za moich czasów, a dodam, że nie były to czasy aż tak bardzo odległe (w każdym razie dinozaury były już uznane za gatunek wymarły) obowiązywał kanon lektur obowiązkowych oraz zalecanych. Z pewnością w dużej mierze to wina systemu edukacji i programu dla poszczególnych klas, ale niestety nie tylko. Jeśli zamiast samodzielnego czytania lektur przez uczniów w domach, czyta się im na lekcjach utwory bądź ich fragmenty, kosztem prowadzenia ciekawej lekcji i dzielenia się z uczniami swoją wiedzą, to czego oczekiwać od młodzieży. Mało tego, zamiast czytać, młodzież ma za zadanie oglądać ekranizacje lektur. To dobre rozwiązanie ale jako uzupełnienie, a nie w zamian. Ostatnio usłyszałam o przypadku pod hasłem „Na jutro obejrzyjcie Potop”. Super, konia z rzędem temu, kto na szybko zorganizuje sobie rzeczony film. Videoteki w okolicy zamknięte (bo się nie opłaca – piractwo wszak kwitnie), a niekoniecznie każdy posiada we własnym domu „wypasioną” filmotekę z kompletną ekranizacją klasyki polskiej i światowej literatury. Potop w formie książkowej – czyli relikt czasów zamierzchłych , stoi sobie spokojnie na półce ale któż w jeden wieczór lub nawet noc zdoła „pochłonąć” dwa całkiem spore tomiska. I znów pojawił się problem piractwa, bo skoro nie można legalnie, to się ściągnie z Internetu (gratuluję Polonistce krzewienia właściwych postaw wśród młodzieży). Myślę, że kiedy w głowie Jerzego Hoffmana rodził się pomysł ekranizacji Trylogii, chodziło mu raczej o uzupełnienie, a nie zastąpienie książki. Mogłabym tak w nieskończoność, bo o kilku podobnych „perełkach” słyszałam, ale nie w tym rzecz. Chodzi mi o to, że nadal będziemy czytać naszym młodym czytelnikom o przygodach Kubusia Puchatka, o tym, że na stacji stoi Lokomotywa, a pies potrafi sam jeździć koleją, będziemy razem płakać podróżując z Markiem od Apeninów do Andów w poszukiwaniu matki i śmiać serdecznie z Pippi i jej przyjaciółmi. Mało tego, zajmiemy się nawet ekologiczną edukacją dzieci (zresztą już to robimy), nauczymy je: jak segregować odpady,  jak dbać o swoje  zwierzątka i jak po nich sprzątać.  Niekoniecznie będziemy rozmawiać o radioaktywnych mszycach i biedronkach (kto nie wie o co chodzi odsyłam na stronę OKE: Test Gimnazjalny część matematyczno-przyrodnicza). Mało tego nadal będziemy o tym pisać. Wszystkich chętnych serdecznie zapraszamy na nasze zajęcia wakacyjne pod hasłem „Ekolandia”.  No i to by było na tyle. Chciałabym jeszcze tylko przeprosić prawdziwych nauczycieli z pasją (bo wiem, że jest ich sporo), to nie było pod Waszym adresem. Pozdrawiam serdecznie. Bynajmniej nie znudzona pani bibliotekarka.
i@

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jako uczniowi trudno mi się wypowiedzieć w kwestii czytania książek, ale co do wspomnianego Potopu - coś też o tym słyszałem :)
No i plus za biedronki!

Anonimowy pisze...

Ten tekst wcale nie pokazuje, ze bibliotekarki sa znudzone :) Tak trzymac