Miałam nadzieję, że uda mi się napisać kolejną ripostę i oto okazja się nadarza. Teraz czas na zwierzenia nieomal intymne: jestem bibliotekarką i bynajmniej się tego nie wstydzę, wbrew opinii większości na temat mojej profesji. Mało tego, nawet mogę być dumna, bo dzięki zawodowi, który wykonuję mam bardzo szeroki dostęp i nieustanny kontakt ze słowem pisanym oraz ze źródłami ludzkiej mądrości i wiedzy wszelakiej.
Dlatego właśnie uważałam, że koniecznie muszę przeczytać książkę Teresy Moniki Rudzkiej zatytułowaną „Bibliotekarki”, mając przeczucie, że nie spodoba mi się to co przeczytam. I jak zwykle moja kobieca intuicja mnie nie zawiodła. Nie wiem kim jest autorka książki, ale jeśli pracuje w bibliotece (celowo nie używam określenia „jest bibliotekarką”) to raczej nie zna zbytnio faktycznego stanu polskiego bibliotekarstwa. Jeśli zaś nie jest pracownikiem żadnej biblioteki to z pewnością nie powinna podejmować się takiego zadania (czytaj: pisania o tychże realiach).