Jednym z etapów zostawania czytelnikiem dowolnej biblioteki jest zapisanie się i odebranie swojej karty bibliotecznej.
Wydawałoby się, że jest to proces krótki i nieskomplikowany. A jednak… Jeśli wypisanie zobowiązania okazuje się rzeczą w miarę prostą, tak odbiór karty staje się wyzwaniem skomplikowanym i czasem (bez pomocy bibliotekarki) wręcz niemożliwym do przeskoczenia. Wydając karty biblioteczne zaobserwowałam, że termin „karta biblioteczna” może być zbyt trudny do zapamiętania. Wiele razy stawali przede mną czytelnicy, którzy… nie wiedzieli po co przyszli, choć każdy z nich na swój sposób próbował wytłumaczyć o co mu chodzi. Wysłuchując tych zabawnych wypowiedzi, na temat wydawałoby się, zupełnie nie zabawny, odkryłam pewną prawidłowość, którą chciałabym się z wami podzielić. Okazuje się, że mężczyźni, kobiety oraz emeryci i renciści używają zupełnie innych zamienników na termin „karta biblioteczna”. Dziś przedstawiam zwrot, którego najczęściej używają mężczyźni:
„Przyszedłem odebrać swoją kartę członkowską”Aby wyjaśnić genealogię tego zwrotu, musimy przenieść się do XVII-wiecznej Anglii, gdzie pojawiły się pierwsze kluby dla mężczyzn (a właściwie dla dżentelmenów). Pierwszy taki klub został otwarty w Londynie i spotykały się w nim wszystkie największe osobistości tego miasta. Ulubionymi rozrywkami, którym oddawali się dżentelmeni były hazard i polityka. Ciekawym zjawiskiem w tej materii był Hellfire Club założony w 1720 roku przez Philipa Whartona. „Piekielna” nazwa tego przybytku wiązała się z posądzaniem członków klubu o praktyki satanistyczne. W rzeczywistości chodziło raczej o oddawanie się pijaństwu, bluźnierczym dyskusjom i wyśmiewaniu religii, a być może i rozpuście, ponieważ do klubu miały wstęp także kobiety. Klub Whartona został zamknięty z rozkazu króla Jerzego I rok po jego otwarciu. Angielskie kluby dla dżentelmenów zrzeszały wąską, elitarną grupę osób wpływowych politycznie. Tak więc członkostwo w jednym z nich oznaczało, że mamy do czynienia z mężczyzną dobrze urodzonym, posiadającym godność tak zwanego para (odpowiednik naszego szlachcica). Nic więc dziwnego, że nasi mężczyźni „tęsknią” do tamtych czasów, w których członkostwo danego klubu było przywilejem, na który niewielu zasługiwało. Dla pocieszenia: członkostwo Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bytomiu może otrzymać prawie każdy (choć zdaję sobie sprawę z tego, że biblioteka nie dysponuje tak wszechstronnymi rozrywkami jak Hellfire Club i jemu podobne).
Ciąg dalszy nastąpi…@m.
7 komentarzy:
Karta biblioteczna...nowa, ładna, ciekawie zaprojektowana i nareszcie nie papierowa. W przeciwieństwie do poprzedniej łatwa do schowania z innymi kartami. Podoba mi się, jak zresztą cała biblioteka po remoncie.Mam tylko jedno zastrzeżenie, dlaczego w żadnej wypożyczalni nie ma klimatyzacji?! Tam się nie da wytrzymać dłużej niż kilkanaście minut. Ja wiem, że w bibliotece nigdy jej nie było, ale po takim remoncie?
Cóż, trudno nie zgodzić się z anonimowym. Przy takich upałach klimatyzacja przydałaby się dosłownie wszędzie. Tymczasem zainstalowano ją w bibliotece wyłącznie w pomieszczeniach, w których przed remontem temperatury osiągały wysokość uznawaną przez służby BHP za szkodliwą dla zdrowia pracowników. Klimatyzowana jest również serwerownia. Wypożyczalnie projektanci zakwalifikowali jako przestrzenie wymagające jedynie mechanicznej wentylacji. Nie zapewnia ona komfortu jaki daje klimatyzacja, ale z pewnością pozwala obniżyć temperaturę w tych pomieszczeniach poprzez wymuszoną wymianę powietrza.
Ta "wymuszona wymiana powietrza" następuje przy pomocy tylko jednego wentylatora.
Zrozumiałem sarkazm, ale nie ten wentylator miałem na myśli. Wentylacja mechaniczna to system kanałów zlokalizowanych ponad sufitem w pomieszczeniach wypożyczalni (w suficie widać wloty kanałów). Całość jest napędzana kilkoma silnikami elektrycznymi zaopatrzonymi w wentylatory. Czerpnia znajduje się na dachu budynku (charakterystyczny "grzybek" z obracającą się turbiną). Jeśli anonimowego interesują szczegóły techniczne, chętnie wyjaśnię je osobiście. Zapraszam i pozdrawiam.
Projektanci chyba nigdy nie byli w tej bibliotece, ani przed ani po remoncie.Latem zawsze była tam maksymalna duchota. Teraz, mam wrażenie że jest jeszcze gorzej.
I tak sobie wentylacja mechaniczna wymienia gorące powietrze na gorące powietrze.
I koniec dyskusji.
Prześlij komentarz