poniedziałek, 11 lutego 2013

Z książką przez życie






Pod koniec 2012 roku Dział Udostępniania Zbiorów Miejskiej Biblioteki Publicznej w Bytomiu ogłosił konkurs „Z książką przez życie”. Celem konkursu było przygotowanie tekstu literackiego na temat tego, czym jest książka w życiu człowieka, co kieruje nami kiedy sięgamy po ten, a nie inny tytuł, jakie wspomnienia i wrażenia po jej przeczytaniu w nas pozostają i czy książka, to tylko sposób na zabicie nudy, czy coś więcej. Temat konkursu mógł się wydawać niezbyt interesujący w czasach, gdzie królują Internet, e-booki i inne wynalazki współczesnej techniki. Dlatego zostaliśmy bardzo mile zaskoczeni, gdy zaczęły napływać prace konkursowe, Pozwoliły one powrócić do czasów dzieciństwa, przypomnieć sobie ulubione książki, a także zastanowić się nad upływającym czasem. W pracach tych zauważyć można jak obcowanie ze słowem pisanym kształtuje nasze charaktery, refleksję nad upływającym czasem, wrażliwość na ludzkie cierpienie. SERDECZNIE DZIĘKUJEMY uczestnikom, którzy zechcieli zmierzyć się z tym tematem.

@k.

A oto zwycięzcy konkursu:

I MIEJSCE

Jolanta Piekarska z Jeżewa

„Dusza malowana króla Kaszojada”

Oswajanie z książką

Poczytaj mi, tato! – wręczałam ojcu książkę i mościłam się wygodnie w łóżeczku, a ojciec czytał bajki, które zapadały w pamięć tak mocno, jak ta o królu - pół wieku bez mała przeszło, a historię króla Kaszojada i Mlekopija recytuję bez zająknięcia.

„Daleko stąd, daleko,
W stolicy, lecz nie w naszej,
Był król, co pijał mleko
I jadał dużo kaszy.
Martwili się kucharze:
"O, rety! Co się dzieje?
Król kaszę podać każe,
Król nic innego nie je! (…) [Jan Brzechwa „Bajka o Królu” ]

Wieczorne czytanie do poduszki było rytuałem, od którego nie odstępował ani tata, ani ja – brzdąc ciekaw świata. Tak ciekaw, że nauczyłam się czytać mimochodem i przypadkiem – sama, w wieku lat czterech. I wtedy życie stało się barwniejsze i bogatsze, a wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach.

Moja ulubiona książka

Pojęcie „moja ulubiona książka” od dzieciństwa było bardzo pojemne. Najpierw obdarzałam nim zabawną „Awanturę o Basię”, chwilę później dzielnych „Chłopców ze Starówki” czy zwariowaną „Anię z Zielonego Wzgórza”. Od pewnego etapu ulubione i najlepsze były książki o miłości. Niesamowity był dla nastolatki „Tajemniczy opiekun” J. Webster, równie ważny, jak „Łuk Triumfalny” dla studentki, czy wcześniej dla licealistki „Pierwszy nauczyciel” Czyngiza Ajtmatowa. Fascynacji Ajtmatowem wystarczyło, by opanować czytanie w oryginale. Prawdą jest, że z tłumaczeniami jak z kobietami – jak są wierne, to nie są piękne. I odwrotnie.

Książki nielubiane

Czytałam wszystko, jak leci, miałam więc i swoje „książki nielubiane” – kiedyś „Anielkę” (do dziś nie przepadam za Prusem) i „Chłopców z Placu Broni” Molnara, w liceum „Chłopów” Reymonta, a i dziś „Władcy pierścieni”.

Mam prawo nie lubić. Wynika ono z faktu, że każdą książkę z tej kategorii i tak przeczytałam od deski do deski. Nieważne czy nudna, czy za trudna (Często w dzieciństwie takie były, bo w pewnym momencie stwierdziłam, że ze szkolnej biblioteki będę czytać „jak leci” – półkami. Biblioteka w malutkiej wiejskiej szkole, do której chodziłam, składała się raptem z dwóch szaf – przeczytałam wszystko, nie wiedzieć czemu z wyjątkiem „Flibustierów” Umińskiego – odstraszał mnie chyba obco brzmiący tytuł.

Nałóg czytania

Nałóg czytania jest pięknym nałogiem – czyta się wszędzie, w każdych warunkach, do zatracenia, do braku tchu i wyładowanej baterii w latarce, gdy pod pierzyną kryło się przed rodzicami.. Czyta się na plaży (nigdy nie zapomnę „Odysei” doczytywanej przed egzaminem z literatury światowej – dostałam pytania z tej lektury właśnie! ), w kolejce do dentysty („Mądre Polki” – złote myśli w takim miejscu jakby płowieją), w fotelu przed kominkiem (wtedy koniecznie romanse, ot, na przykład „Nikt nie jest aniołem”– wypieki na twarzy można zegnać na żar bijący od ognia).

Smutne lato

To było smutne lato. Mama po udarze wymagała stałej opieki, wakacyjne palny wzięły w łeb. Lekarstwem na stres, chandrę, fizyczne zmęczenie była Szwaja. Kilogramy Szwai zamienione na mega dawka śmiechoterapii. Płacz ze śmiechu ma właściwości oczyszczające. Kocham Szwaję za Klub M.Uż.D.

Piękna jesień

To było piękna jesień, bo pojawił się ON. Miłość jak z tych zaczytywanych przy kominku romansów, miłość dwojga pięknych czterdziestoletnich. Miłość z książkami w tle. Z księgozbiorem większym, niż mój, a to niełatwe zadanie. Z lotnictwem, sensacją, wojną, fraszkami Sztaudyngera i „Kamasutrą” na szeleszczących kartach. Bez żalu zamknęłam wolność w ślubnej obrączce:

"Moja wolności zdradziłem cię:
Mam tu swój dach i stół (...)
Mocne drzwi, gruby mur
Sam oddałem jej klucz" [Jonasz Kofta. "Moja wolność"]

Mój piękny ON pisze artykuły podróżnicze, które uwielbiam czytać. I zachęcił mnie do pisania. I tak powstała niedawno „Dusza malowana”. Ale to już zupełnie inna historia.



WYRÓŻNIENIA

URSZULA JAKSIK


„Momo”

Mocno spóźniony tramwaj podjechał na przystanek. Zostałam brutalnie wepchnięta do wagonu. Wszyscy chcieli zdążyć przed burzą. Kurczowo przytulałam torebkę i siatkę z zakupami, nie martwiłam się o trzymanie się poręczy, tłum ludzi skutecznie utrzymywał mnie w pozycji pionowej.

Nie znoszę być tak blisko kogokolwiek, nie znoszę tych zapachów, ostrych łokci czy kanciastych toreb i plecaków. Czułam narastający bunt, protest, łzy bezsilności chciały popłynąć, krzyk chciał rozedrzeć moje usta… i wtedy ją zobaczyłam i natychmiast o wszystkim zapomniałam. Patrzyłam jak urzeczona, uśmiechałam się z czułością.

Siedziała przyciśnięta do szyby, z głową pochyloną nad … książką. Nieczuła na kołysanie wagonu, napierający tłum, kiepskie oświetlenie i potworny hałas. Ona była w innym świecie, wchłonęła ją książka. Cudowny widok. Żałowałam, że nie mogę zobaczyć, co czyta? Który z pisarzy dostąpił tak wielkiego wyróżnienia?

Szara kurtka, wełniana czapka na głowie. Na kolanach torba z zakupami, a na niej rozłożona książka. - Dziękuję ci kobieto – pomyślałam patrząc za odjeżdżającym tramwajem – przywróciłaś mi wiarę w czytelnika.

Czy może być coś przyjemniejszego od fotela pod zapaloną lampą, parującej filiżanki herbaty i książki, która czeka niecierpliwie na otwarcie? Pierwsze zdanie, pierwsza strona i wnikamy w inną niż nasza rzeczywistość. Przymknęłam oczy, poczułam, że moje zmęczenie choć opornie, jednak odpływało.

Błysk pioruna wdarł się do pokoju, a w chwilę później grzmot zagłuszył wszystko. Skuliłam się w fotelu, zawsze czułam lęk przed mocą Natury. Deszcz zabębnił o blaszany parapet. I wtedy przypłynęła do mnie tamta chwila…

Jestem mała, mam niespełna sześć lat, leżę chora w łóżku. Z kuchni dochodzi zapach gotującej się zupy i odgłos krzątania się mamy. Nie ma teraz czasu dla mnie, gotuje obiad. Nie może mi poczytać. Sięgam po kolorową książeczkę, którą dostałam wczoraj od cioci i chociaż mama już mi ją kilka razy przeczytała, z uwagą oglądam obrazki i nagle pojedyncze litery, które już rozróżniałam, zaczęły mi się układać w zrozumiałe słowa. Zdarzył się cud - czytałam - naprawdę czytałam! Nie było to udawanie czy zgadywanie, nagle zrozumiałam jak mama to robi, jak dodając literki tworzy słowa, a z nich całą historię. Poczułam, że wkroczyłam w inny świat, odkryłam tajemnicę liter, książek. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu. Do dzisiaj pamiętam bajeczkę, która uchyliła przede mną drzwi do wielu światów: „Stoliczku nakryj się” braci Grimm...

Z czułością popatrzyłam na grzbiety swoich książek równiutko ułożone na półkach sięgających sufitu. Ile nazwisk, tytułów, ile światów, klimatów. W każdej chwili mogę sięgnąć po którąkolwiek, by zachwycać się lub oburzać, niedowierzać czy wzruszać. Są mi bardzo bliskie, wywołują tyle wspomnień, wiele z nich to prezenty od bliskich osób… których już nie ma. Tak bardzo splotły się z moim życiem, pomagały przetrwać, dawały radość, zmuszały do przemyśleń. Z ich pomocą poznawałam świat.

Myślę, że przeczytane książki mają na nas duży wpływ, o wiele większy niż to sobie uświadamiamy. Jest w ich doborze jakaś magiczna moc. Wiele razy czytałam książkę „Biegnąca z wilkami” – Clarissy Pinkola Estes. Autorka pisała ją przez dwadzieścia lat! To tę książkę zabrałabym ze sobą na bezludną wyspę. Można ją czytać wiele razy i ... coraz lepiej poznawać siebie samą. To ona zachęciła mnie bym przypomniała sobie swoje lektury i poznała ich wpływ na moje życiowe wybory. „Kopciuszek”, „Pokój na poddaszu”, „ Bułeczka”, „Mała księżniczka” i wiele podobnych wpajały mi bym poświęcała się dla dobra innych, bym zadowalała się małym, walczyła z biedą i nieszczęściem. Dobro rodziny, zastępu, grupy zawsze ważniejsze od mojego. No cóż, tak też wyglądało moje życie. Etatowy Kopciuszek, który służył innym i ciągle czekał na odmianę losu, na królewicza, na czarodziejską różdżkę ... Uważajmy na to, co czyta nasze dziecko.

Na szczęście trafiałam też na książki, które podpowiadały mi jak w pełni korzystać z życia, nie skąpić sobie czasu na marzenia, pokonywać przeszkody przy ich realizacji, jak dbać o własny rozwój, o to by związki z ludźmi nabierały sensu, głębi.

Lubię te swoje książki, codziennie którąś otwieram i trafiam na ludzkie historie malowane słowami. Każdy pisarz inaczej ukazuje swoje myśli, wahania, tęsknoty i to, co chce przekazać. Kiedy biorę do ręki książkę nowego autora, zawsze mam nadzieję na coś szczególnego. Ten dreszczyk emocji, który niestety często znika po pierwszych stronach. A jednak w słowach odpowiednio użytych jest magia, one biorą nas w niewolę. Zachwycają, wzbudzają silne emocje, zmieniają, czy tego chcemy czy nie. Kształtują nasz charakter, światopogląd, inspirują, a nawet leczą. Nie da się przecenić ich znaczenia.

Wczoraj byłam w domu siostrzenicy, pięknym domu, zamożnym szeregowcu. I tak bardzo źle się tam czułam, wielki smutek mnie ogarnął…

Wszystko jak z żurnala, minimalizm. Błyszczące blaty, podłogi z kafelek lub paneli, na ścianach nieskazitelna gładź tynkowa, skórzane kanapy. Wszystko w kolorach ekri i beżu. Na ścianie olbrzymi ekran telewizora plazmowego. Sypialnia rodziców w stylu japońskim, pokój córeczki „kosmiczny”, błękitno - srebrny. Ale na próżno szukałam chociaż jednej półeczki z książkami… Nawet mini zbiór mógłby tak wiele powiedzieć o mieszkańcach.

Przywiozłam dla małej pięknie wydaną powieść „Momo” – Michaela Endego. Prezent przyjęła bez entuzjazmu.

- Ciociu, ty nie wiesz, że ja nie lubię czytać?

- Jeszcze nie polubiłaś – uśmiechnęłam się przymilnie, to świetna opowieść, może to jest właśnie ta magiczna książka, która cię przekona do czytania.

- Ciociu, nie drażnij małej, nie każdy musi być takim molem książkowym jak ty – wtrąciła się siostrzenica.

- To kto jej czyta lektury szkolne? – zapytałam.

- Oj ciociu, na jakim ty świecie żyjesz? Agatko, pokaż cioci swój tablet.

W chwilę później trzymałam w dłoniach kawałek plastiku ze szklanym ekranem wielkości zeszytu, klikniecie i pojawił się miniaturowy regalik, a na nim grzbiety książek.

- Którą chcesz obejrzeć ciociu? – spytała uprzejmie Agatka. Kolejne kliknięcie i wskazana książka, otworzyła się, a głos lektora rozpoczął czytanie, gdy doszedł do końca strony ta miękko się podwinęła i bezszelestnie przewróciła. Byłam wstrząśnięta, dzieciak nawet nie musiał sam przewracać kartek.

- A wiesz ciociu ile książek zmieści się w tym aparaciku – siostrzenica bawiła się moim zaskoczeniem - ponad tysiąc. Wiesz ile by to miejsca w domu zajęło? A te tony kurzu, brr – otrząsnęła się z obrzydzeniem. – Możesz też czytać czasopisma i gazety, bo wmontowany jest bezprzewodowy Internet, to jest również telefon, możesz odbierać pocztę, słuchać muzyki i oglądać filmy.

- I grać w fajne gry – dorzuciła Agatka.

Tak, może niepotrzebnie dramatyzuję, ale widzę przecież, że te cuda techniki z jednej strony przyspieszają rozwój intelektualny dziecka, a z drugiej upośledzają jego wyobraźnię i rozwój emocjonalny. Cała cywilizacja zmierza w kierunku ludzkiej izolacji, samotności. To takie podziwianie świata przez szybę. Agatka cały wieczór przesiedziała grzecznie na kanapie wpatrzona w ten ekranik. Na koniec oświadczyła, że właśnie była z pieskiem na spacerze, nakarmiła go, a nawet nauczyła podawać łapkę. Na żywego pieska mama się nie zgadzała, bo pies bardzo brudzi i… same z nim kłopoty.

Teraz dopiero uświadomiłam sobie, jak trafny był mój wybór prezentu dla Agatki, „Momo„”to przecież powieść o złodziejach czasu i niszczeniu tego, co najcenniejsze w życiu człowieka: wspólne działanie, zabawa, dzielenie się radościami i smutkami z innymi ludźmi, żywymi nie wirtualnymi.


ANNA SAWICKA


Z książką przez życie


„Człowiek nie może niczego nauczyć drugiego człowieka. Może mu tylko dopomóc wyszukać prawdę we własnym sercu, jeżeli ją posiada.”

Św. Augustyn

Odnosząc się do słów św. Augustyna zadajemy sobie pytanie: „Gdzie szukać prawdy, nauki drugiego człowieka?” Odpowiedź każdego może być inna. Dla mnie prawda znajduje się w słowie zapisanym - w książce.

Swoją świadomą przygodę z książkę zaczęłam bardzo szybko. Klasa II podstawówki (ok. 9 lat), gdzie poza kanonem lektur wybrałam książkę o Cudaczku Wyśmiewaczku. Już w tak młodym wieku i tak prostej książce odnalazłam prawdę dla dziewięciolatki. Prawdę o tym,,że wyśmiewanie kogoś rani go. Jaki prosty przekaz, a na całe życie!

Potem z wiekiem spotykałam inne książki, poznawałam swój gust jako czytelnika.
I tak po dziesięciu latach znalazłam przez przypadek „Blisko Śmierci” Marie de Hennezel.

Sięgnęłam po ten egzemplarz ze względu na tytuł, nieświadoma jak to może zmienić moje życie.

Ale wróćmy do początku. Tylko od czego zacząć!

Od lat naradzało się we mnie uczucie, że moim powołaniem jest jakoś pomóc innym. Spotkałam wspaniałych przyjaciół, którzy pokazali mi drogę wolontariatu. I tak oto 4 lata temu zaczęłam inny rozdział życia, życie z bliźnim.

Piękny słoneczny dzień maja, godzina 8 rano. Staję w drzwiach Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Katowicach. Wchodzę na oddział, gdzie od razu uderza mnie odór czego? Śmierci? Starości? Bólu? Zapach sterylności, a zarazem odchodów. Bladość skóry zdradza już moje nastawienie. Poznając personel dostaję pierwsze zadanie - pomóc przy karmieniu. I tak spotykam tego starszego Pana, który staje się siny. Szybka reakcja, Pan już nie cierpi. Odszedł. Personel płacze, a ja? Nie potrafię uronić ani jednej łzy. Mój pogląd na mnie-jako bardziej znieczulonej na takie wydarzenia osoby- stał się bardzo krytyczny.

Ten wątek życia zawsze się przewijał w moim życiu. Nigdy nie poznałam imienia człowieka, ba! Nawet o tym nie myślałam w tamtej chwili. Człowieka, któremu towarzyszyłam w tak intymnej chwili.

Cztery lata później, przemieszczając się między regałami w bibliotece, szukałam ciekawej książki. Rzuciła mi się jedna, właśnie ta „Blisko Śmierci”. Jeden jedyny egzemplarz, który stał na regale, na najniższej półce. Wzięłam, przeczytałam o czym to jest, o! Interesujące, biorę!

Beztroskie myślenie skończyło się po pierwszych słowach…

Jest to książka o ludziach, którym główna bohaterka towarzyszy w najintymniejszych chwilach drogi. W chwilach śmierci. I tu pierwszy szok! Autor po jednej stronie książki już mnie zaskakuje. Nigdy tak o tym nie myślałam, dla mnie śmierć to zjawisko przed którym nie ucieknę, z którym się muszę pogodzić. I tyle. Tak było do czasu przeczytania przeze mnie tego zbioru opowiadań.

Kolejne strony zaczynają pokazywać pojedyncze historie bohaterów. I z każdej wynoszę mądrość. Jestem zafascynowana tą książką - jako jedna z niewielu na każdej stronie zmusza mnie do refleksji. Historia pierwsza - o przyjaźni. „Wiesz, przyjaźń zawsze była dla mnie najważniejsza”. I pierwsza łza („co się ze mną dzieje”- myślę). Uświadamiam sobie, że mojego najcenniejszego przyjaciela, najcenniejszą przyjaźń bez której nie wyobrażam sobie wędrówki życia, mogę stracić. I nie przez śmierć, a przez głupotę. Dlaczego książka, historia jakiejś kobiety, której nigdy nie widziałam ma mi dopomóc odnaleźć tak prozaiczną prawdę!

Kolejna historia- ściąga ze mnie ciężar nałożony w tak młodym wieku. Każda śmierć jest inna, każdą inaczej przeżywamy.

Śmierć człowieka, którego kompletnie nie znaliśmy, śmierć podopiecznego, śmierć podopiecznego przy którym czuwamy do ostatniego bicia serca, śmierć kogoś nam bardzo bliskiego - przyjaciela, członka rodziny.

Czytam, a literki coraz bardziej niewyraźne. Ta książka pozwoliła mi wypłakać łzy sprzed 4 lat! Nie mogę uwierzyć ile potrafi uczynić jedna, krótka książka.

Co drugie zdanie zakreślam, aby nigdy nie zgubić tych słów. Mądrości dla mnie do końca życia. A tu, czas ją oddać! Wtedy już wiedziałam, że to jest książka którą kupię, będę czytać do końca życia.

Moi przyjaciele sceptycznie patrzyli na nią, bo przecież kobieta z śmiercią drugiego człowieka nie powinna się zmierzyć. Jest to nie prawda! Ta książka daje siłę, której często brak. Daje zrozumienie, ukojenie. Czas do namysłu i refleksji. Uczucie, że nie tylko my borykamy się z takimi problemami, uczuciami. Mnóstwo nauk życiowych.

Zdecydowanie jest to moja książka z którą idę przez życie z nadzieją, że spotkam jeszcze wiele takich. Ogółem książka to lek na całe zło - potrafi nas przenieść do każdego świata w naszej wyobraźni, do świata, gdzie chętnie uciekamy.

Wystarczy zrobić ten pierwszy krok - zacząć czytać.




























Brak komentarzy: